W niedzielę 25 maja staliśmy się, na krótko, opiekunami borsuka. Zwierzątko w wieku ok. 2 miesięcy, razem ze swoim bratem/siostrą wpadło do nieużywanego kanału w sadzie w Jankowie.
Nie wiadomo dlaczego mój kuzyn Piotr nagle poczuł, że musi pojechać do sadu, ale pojechał i na dnie kanału znalazł dwie włochate przemarznięte istoty. Mama borsucza wydeptała wokół ścieżkę, ale nie zdecydowała się na desperacki skok do środka. Dzień wcześniej była ciężka burza z gradem i potokami deszczu. Zwierzątka, które prawdopodobnie od kilku dni przebywały w tej niefortunnej pułapce, najpierw narażone były na upały a następnie na ulewne deszcze. Piotr zobaczył, że jedno ze zwierzątek oddycha, zszedł do kanału, wyjął obydwa. Większy borsuk zataczając się na chwiejnych nóżkach ruszył do mamy. Mniejszy, poza płytkim oddechem nie dawał znaków życia. Był mokry, łapki miał lodowate i spał, a właściwie wyglądał jakby był zahibernowany. Piotr zadzwonił do mnie, przyjechałam zabrać zwierzątko i podjąć konieczne działania ratownicze. Nie dawaliśmy mu wielkich szans. Weterynarz podskórnie nawodnił zwierzątko (żyły, prawdopodobnie z powodu słabego krążenia, były zapadnięte i nie mogliśmy podłączyć kroplówki). Borsuk płakał trochę podczas zastrzyków, co uznałam za dobry znak. Oprócz podskórnie podanej glukozy borsuk otrzymał witaminy i środek przeciwko rozwolnieniu, ale tak naprawdę potrzebował dużej ilości ciepła. Mój syn Kacper wraz z moim mężem Markiem przygotowali koszyk, dwie butelki gorącej wody i wszystkie miękkie kawałki polaru jakie znaleźliśmy w domu. Zimny śpiący borsuk został ułożony w koszyczku i obłożony butelkami z gorącą wodą. Tempreatura wody nie może być zbyt wysoka, bo poparzy śpiące zwierzątko, ani zbyt niska, bo bedzie odbierała resztki ciepła. Kacper został dyżurnym sanitariuszem. Po dwóch godzinach wymieniliśmy wodę na ciepłą, po trzech łapki zwierzątką okazały się trochę cieplejsze a borsuk podczas dotykania łapek zaczął wzdychać. Przez cały ten czas studiowaliśmy temat bursuka w internecie. Niestety więcej jest stron o polowaniach na te pożyteczne zwierzęta, niż stron o ich pielęgnacji i hodowli. Po czterech godzinach, kierując się raczej zdrowym rozsądkiem niż wiedzą przygotowaliśmy ciepłe mleko 2% rozcieńczone pół na pół z wodą. Mała plastikowa pipetka zastąpiła smoczek. Ku naszej radości borsuk w półśnie z apetytem, chciwie zaczął pić podawany ciepły płyn. Uznaliśmy, że to bardzo dobrze rokuje. Zjadł 40 ml i spał dalej. Zmieniliśmy wodę w butelkach na gorącą. Pojechałam kupić butelkę ze smoczkiem, bo wydawało się, że zwierzątko może być zainteresowane mlekiem, spotkałam się z koleżanką i po trzech godzinach wróciłam do domu z silnym zamiarem napojenia borsuka mlekiem. Wyciągnęłam całkiem już ciepłe stworzonko z koszyka i okazało się, że jest ono całkiem przytomne, obudzone i wcale nie zamierza na moich kolanach spożywać posiłku, tylko chce się schować i dokładnie nie wie jeszcze gdzie. Koszyczek okazał się zbyt mały. Sąsiedzi pożyczyli nam klatkę, która natychmiast zapełniła się kocykami. Zdjęcie borsuka po przeniesieniu do klatki.
Problem jedzenia dla borsuka pozostawał otwarty. Przeglądaliśmy internet z wielkim zapałem. Studia diety borsuczej wskazywały na jajko, jako w miarę bezpieczny pokarm. Zdecywowaliśmy, że jajko będzie gotowane.
Poniżej borsuk „wciąga” jajko z dużym apetytem.
Był już wieczór. Drugie jajko borsukowi smakowało nie mniej niż pierwsze. Ponieważ, jak wyczytaliśmy, dieta borsucza składa się podobno z dżdżownic, robaków, ślimaków, myszy, nornic, ryjówek. kretów, kotów, zajęcy, małych psów, jeży, postanowiliśmy następnego dnia nabyć kawałek chudej wołowiny oraz robaki (jakie uda nam się zdobyć). Robaki mączniki oraz wołowina przyjechały do borsuka w poniedziałęk po południu. Początkowo zignorował zarówno jedno jak i drugie, ale po chwili mielona wołowina zaczęła znikać z zawrotną prędkością. Borsuk na nas prychał i okropnie się złościł. Uznaliśmy, że, ponieważ nie chcemy go oswajać, im prędzej wróci do mamy tym lepiej dla niego i tym większa szansa, że borsucza mama przyjmie go z powortem do gniazda. Zdecydowaliśmy, że borsuk wróci do gniazda na „dzień matki”. Zapakowaliśmy go do koszyczka i ruszyliśmy do sadu. Na zdjęciach widać przeprowadzkę z klatki do koszyczka a następnie wypuszczenie borsuka w sadzie. Widać jak wciska się do małej (ślepej norki) a następnie „śmiga” do miejsca, gdzie gniazdo miała jego borsucza rodzina. Mamy nadzieję, że będzie z daleka omijał pułakę, do której Piotr włożył dwie deski, umożliwiające pechowcom wydobycie się z niefortunnego miejsca.