Przyszła już pora, a „kurierem przyszła” maszynka do strzyżenia owiec i nie było sensu dłużej czekać. Był to, w dodatku, ostatni tydzień, w którym Kacper mógł mi pomóc, zanim wyjedzie na studia medyczne do Krakowa. Decyzja zapadła dosyć późno w poniedziałek, a właściwie to stopniowo dojrzewała w miarę jak testowaliśmy maszynkę wycinając Owieczce Mee małe kawałki futra to tu, to tam.
I tak oto, nagle, około godziny 18:00 okazało się, że strzyżemy owcę. Początkowo dominował wariant ostrzyżenia tylko połowy owcy do zmroku i kontynuowanie postrzyżyn następnego dnia. Ostatecznie zdążyliśmy z „całą owcą” przed nocą. To było dosyć trudne doświadczenie dla Owieczki Mee. Nadwyrężyliśmy trochę to bezgraniczne zaufanie, jakim nas dotychczas darzyła. Owca wykazała się niezwykłą cierpliwością i dopiero strzyżenie brzuszka wprowadziło pewien twardy dysonans w nasze dotychczas bezwarunkowo przyjacielskie relacje. Wieczór był chłodny a nagle nasza owca okazała się naga …